Dane są nieubłagane i mocno miażdżące. Pod wpływem reklam kupujemy wszyscy, nawet moja mama, która twierdzi, że ona – na pewno nie! Od czasu do czasu wdzierają się w nasze łaski, zwłaszcza wtedy, gdy nas rozśmieszą. To wtedy puszczamy je wiralowo w sieci opatrzone klasycznym komentarzem: „umarłam/em ze śmiechu!” Wtedy są jak kometa – pojawiają się, zalewają Twoją komórkę, gdyż wszyscy znajomi postanowili to udostępnić, a następnie znikają. Czasami bez echa.
Gdybym jednak zadała Ci tutaj pytanie czy kupujesz reklamowane produkty – idę o zakład, że i tu sprawdziłaby się zasada Pareto o klasycznym już podziale proporcji 80 : 20. Czyli 8 na 10 osób przysięgnie na grób własnej, (żyjącej zresztą) matki, że reklam nie poważa, nie ogląda, nie czyta, nie reaguje i co najważniejsze – nie ulega ich wpływom.
Reklama – co to jest?
Aaaaa widzisz – i już tu zależy kogo zapytasz. Gdyby zadać to pytanie specjalistom ds. PR (Public Relations) odpowiedzieliby, że są wszystkie działania wizerunkowe firmy (to oczywiście duże uproszczenie, ale przecież to prosty wpis na blogu jest, więc czemu nie upraszczać). Gdyby zapytać marketingowców zaczęliby się mądrzyć, że wszystkie zewnętrzne przejawy firmy widoczne w sieci i poza nią są dla firmy i marki reklamą. Następnie podzieliłby reklamę na płatną i bezpłatną (w żargonie branżowym nazywaną organiczną) i nadal siedzieliby przy swojej „flat white” w Sturbucks’ie rozmawiając ogniście o swoich najlepszych lub najdroższych kampaniach. Gdyby zapytać grafików odpowiedzieliby, że obraz, a gdyby pytać copywriterów (pisarzy tekstów) – zaparliby się, że w reklamie sprzedaje głównie tekst.
Przejdźmy więc do definicji – będzie krótko – obiecuję. Cytuję za moim podstawowym guru czyli Kotlerem.
- „REKLAMA: Każda płatna bezosobowa forma prezentacji i promocji idei, dóbr lub usług przez określonego nadawcę komunikatu”. ( G. Armstrong, Philip Kotler, Marketing. Wprowadzenie. s. 801 )
Zemdliło Cię już? Świetnie, mnie kiedyś też. A ponieważ to mój blog a nie uczelnia, a ja nie jestem pracownicą naukową, przełożę jak obiecałam prosto tak jak to widzę. Czyli z marketingowego na polski, a z polskiego na nasze.
Reklama – bez względu na to, co nią jest: film, zdęcie, grafika czy sam tekst –
ma wywrzeć wpływ na człowieka, by ten ostatecznie w momencie kluczowym, stojąc na rostaju dróg
zadecydował, że:
- kupuje
- głosuje
- wybiera
- klika
- poleca
- udostępnia
- protestuje
- i /lub wiele, wiele innych.
Reklama może, ale nie musi być płatna. Kiedy polecam ręcznie robione świece mojej znajomej, nie mam z tego ani złotówki (nic ją to nie kosztuje) a ludzie kupują. Ona mi wtedy mówi: ale mi zrobiłaś reklamę! No bo zrobiłam. Ale jakby zapytać, czy reagujemy na reklamy – chórem odpowiemy, że nie! (Moja mama oczywiście najgłośniej, a poza tym pierwsza!)
Zasada działania reklamy?
Jest kilkadziesiąt zmiennych odpowiadających za działanie reklamy. Mnie ze względu na specjalizację, którą się zajmuję, najbardziej interesują aspekty związane z działaniem naszego mózgu. To o nich mówię w najświeższym odcinku na kanale YouTube.
Podstawowym czynnikiem, który odpowiada, że ostatecznie na tym rozstaju dróg robimy to, czy owo jest… o tym wszystkim w najnowszym odcinku.
Dlaczego nie lubimy się reklamować?
Pytanie z tezą – nieprawdziwe. Bliższa prawdy jest odpowiedź – jedni lubią inni nie lubią się reklamować. Marketingowcy reklamy uwielbiają, bo wiedzą, że to one dają sprzedaż. Nie znam marketingowca, który powiedziałby do mnie, że NIE będzie wywalać pieniędzy na reklamę. ALE znam takich, którzy mówią mi, że przepalili multum kasy na źle zrobione lub ustawione reklamy. (Słowo przepalać to marketingowy slang oznaczający brak zwrotności, lub małą zwrotność z wydanych pieniędzy).
Natomiast z całą pewnością nie lubią się reklamować JDG (jednoosobowe działalności gospodarcze) czyli dopiero wchodzący na rynek przedsiębiorcy. Szczególnie wtedy, kiedy jest to ich pierwsza firma. Najczęściej (co nie znaczy, że zawsze) postrzegają oni reklamę jako wydawanie pieniędzy a nie inwestycję w pomnażany z czasem zysk.
Czasami zastanawiam się, czy ta nasza niechęć do reklamowania się nie jest przypadkiem zjawiskiem narodowym. Czy to nie programy, jakże u nas popularne, w stylu: „postań w kącie a znajdą cię”, lub „dobry produkt sam się sprzeda” – powodują brak przekonania, że reklama działa?
Amerykanów, czy Brytyjczyków nie trzeba do tego aż tak zachęcać, a nas Polaków wołami trzeba ciągnąć. A ponieważ zanim skończyłam kolejne studia marketingowe ze specjalizacją badań rynku, zrobiłam magistra filologii polskiej – czasami, bardzo humanistycznie, szukam odpowiedzi w historii języka.
Słowo reklama – pochodzi od łacińskiego słowa reclamare lub reklamo – czyli: wykrzyczeć/ krzyczeć. Natomiast już w języku angielskim słowo advertising ma swój źródłosłów w łacińskim advertere. To ostanie oznacza: skierować na coś uwagę, spostrzec. Och , o ile łagodniej, choć efekt na końcu ten sam. Może dlatego Anglosasi nie mają problemu z reklamą, a my tak?
Właśnie od tego zdania rozpocznę kolejny odcinek #Prosto_O_Marketingu
PREMIERA TEGO ODCINKA JUŻ 1 WRZEŚNIA.
Zapraszam!
BJ
ps.
Dodaj mój kanał do swoich subskrypcji i kliknij ikonę dzwonka, żeby widzieć wszystkie powiadomienia o kolejnych filmach.
Tak, to prawda. Dziękuję za docenienie.